Internauci zachwyceni braćmi Stefana Terrazzino. "Twój brat wygląda jak Massimo z 365 dni" - twierdzi fanka

Tancerz wprawił osłupienie internautki. Stefano Terrazzino w końcu spotkał się ze swoimi braćmi, co uwiecznił na wspólnej fotografii, którą postanowił opublikować na swoim instagramowym profilu. W komentarzach pojawiło się sporo wiadomości od zachwyconych fanek, które uważają, że bracia są przystojni i niezwykle do siebie podobni. Faktycznie widać spore podobieństwo?

Problemy Stefano Terrazzino

Słynny tancerz z programu „Taniec z Gwiazdami” ma sporo sukcesów na swoim koncie. Po raz pierwszy wygrał program w parze z Kingą Rusin, a łącznie zgarnął cztery Kryształowe Kule. W tym roku wystartował w programie razem obiecująca Julią Wieniawą. Tancerz i aktorka zachwycili widownię, która wróżyła im nawet zwycięstwo.

Niestety produkcja zaprzestała nagrywanie kolejnych odcinków ze względu na rozprzestrzeniającą się pandemię koronawirusa. Stefano Terrazzino stracił zatem swoje źródło dochodów, a także miał utrudniony kontakt z rodziną, ponieważ dzieliła ich spora odległość. Obecnie, gdy sytuacja na świecie jest nieco stabilniejsza, gwiazdor w końcu mógł spotkać się ze swoim rodzeństwem.

Stefano Terrazzino w końcu z braćmi

Tancerz nareszcie zobaczył się ze swoim rodzeństwem! Po długim czasie rozłąki w końcu mógł nacieszyć się obecnością braci. Tę wyjątkową chwilę postanowił uwiecznić na fotografii, którą następnie opublikował na swoim instagramowym profilu.

Na kadrze pojawił się Vincenzo, Marco oraz Stefano, którzy są niezwykle do siebie podobni. Komentarze zapełniły się niemal natychmiast wiadomościami od zaskoczonych fanek. Stwierdziły bowiem, że mężczyźni wyglądają jak trojaczki, a na dodatek każdego z nich uznały za przystojnego.

O Boże! Tacy sami!
Super z Was chłopaki
Wow! Twój brat wygląda jak Massimo z "365 dni"
Wszyscy przystojni
Ale podobieństwo! Wszyscy trzej... Przystojne chłopaki – można było przeczytać w komentarzach.

A Wy, co myślicie? Faktycznie są jak trzy krople wody?






Zobacz także:

Autor: Urszula Głowiś

Komentarze
Czytaj jeszcze: