Izabella Krzan zatrzymana? Po sieci krąży szokujące zdjęcie. "Nie wyglądam dobrze w żółtym" [FOTO]

Izabella Krzan zatrzymana przez policję? Od pewnego czasu w sieci można natrafić na szokujący wpis mówiący o rzekomym aresztowaniu prezenterki telewizyjnej. Teraz gwiazda "Pytania na śniadanie" osobiście odniosła się do sprawy.

Izabella Krzan zakuta w kajdanki?

Od dłuższego czasu w internecie można natknąć się na zdumiewające zdjęcie przedstawiające Izabellę Krzan w czasie rzekomego zatrzymania przez policję. Podpisy: „skandal, który wstrząśnił całym światem”, i „Izabela Krzan nie wiedziała, że kamera wciąż nagrywa. Czy to naprawdę koniec jej kariery?” (pis. oryg. – przyp. red.) sugerują, jakoby kadr pochodził z wydania programu informacyjnego stacji Wydarzenia 24. Krzan miała „w telewizji na żywo powiedzieć coś, co zaskoczyło wszystkich”.

Na podobne posty można natrafić na różnych portalach społecznościowych, m.in. na Instagramie i Facebooku. Krążące po sieci zdjęcie to fotomontaż, a gwiazda „Pytania na śniadanie” jest niestety jedną z wielu znanych postaci, które padły ostatnio ofiarą internetowych oszustów. Podobnie jak w przypadku bliźniaczych informacji na temat Krzysztofa Ibisza – to fake news, którego twórcy, próbując wyłudzić dane, mogą wykraść dostęp do naszych kont.

Iza Krzan kolejną ofiarą oszustów

Izabella Krzan do sprawy postanowiła odnieść się osobiście za pośrednictwem swojego oficjalnego profilu na Instagramie. Do wszystkiego podeszła z charakterystycznym dla siebie dystansem, jednocześnie zachęcając do podejmowania zdecydowanych kroków w przypadku natrafienia na tego typu „fejki”. Prezenterka podzieliła się trzema wnioskami.

Trzy wnioski dla NAS wszystkich:

1) Nie wyglądam dobrze w żółtym,

2) „www.gazeta.pl" wcale nie oznacza, ze to właśnie Gazeta.pl jest odpowiedzialna za taki artykuł,

3) Jedyny skandal na wizji w moim wykonaniu to SKANDALICZNIE dobre suchary

– napisała.

Zgłaszajcie ten badziew, jeśli gdzieś Wam się pojawi

– zaapelowała do fanów.

fot. Instagram/@izabellakrzan

Autor: Maria Staroń

Komentarze
Czytaj jeszcze: