Ktoś podrzucił psom kabanosy naszpikowane żyletkami: "To bestialstwo!"

W ubiegłym tygodniu w Krakowie ktoś znowu próbował zabić zwierzęta. Nafaszerował kiełbaski żyletkami i wrzucił do ogródka posesji przy ul. Cichej w Bronowicach. W domu tym mieszka pani Edyta i jej sześć pupilów. Jeden z nich - który zjadł podrzucone kabanosy - walczy o życie.

"Bestialstwo"

Ktoś podrzucił kawałki kabanosa naszpikowane żyletkami na podwórko posesji w krakowskich Bronowicach. Właścicielka domu, pani Edyta, ma sześć psów. Jeden z nich zjadł trzy kawałki kiełbasy i mimo kilku operacji walczy o życie. "Bestialstwo. To psychopata" – mówi wstrząśnięta właścicielka Molly. Niestety, to nie pierwszy taki przypadek na terenie Krakowa. W ubiegłym roku doszło do przynajmniej kilkunastu prób lub zatruć zwierząt.

Jak przyznaje pani Edyta, już wcześniej zdarzało się, że znajdowała w swoim ogródku kawałki mięsa czy szynki. 

Myślałyśmy, że to jakiś ptak zrzucił lub kot przyniósł, i to się zawsze wyrzucało- opowiada nam pani Edyta. Psy często potem miały problemy gastryczne. Nieraz weterynarz pytał, czy ktoś ich nie podtruwa, bo jak chorowały, to zazwyczaj wszystkie naraz - mówi.

Tym razem poważnie rozchorowała się Molly, ważący zaledwie 3 kg ratlerek.

Zwierzę było bliskie śmierci...

Nasza mała Molly zjadła kabanosy z żyletką. Znaleźliśmy 4 takie kawałki, reszta została zjedzona. Ten najmniejszy pies połknął 3 kawałki - przyznaje właścicielka.

Pies jest po dwóch operacjach. Molly wcięto kilka centymetrów dwunastnicy, ma uszkodzoną trzustkę, żołądek. Cały czas jest pod kroplówką, podawane są jej środki przeciwbólowe.

Zastanawiam się, kim trzeba być i co trzeba mieć w głowie, żeby kupić kabanosa, siąść w domu, kroić go na kawałki, łamać żyletkę, wkładać do każdego z tych kawałków i cieszyć się, że któryś z tych kawałków zabije jakieś stworzenie - zastanawia się głośno pani Edyta.  

Psychopata? - pyta retorycznie właścicielka Molly. To bestialstwo - dodaje. 

To kolejny tego typu przypadek

Z informacji, jakie zebraliśmy wynika, że tylko w ubiegłym roku doszło w Krakowie do przynajmniej kilkunastu prób lub zatruć zwierząt przez podrzucenie nafaszerowanego trującym substancjami jedzenia lub zawierającego odłamki szkła czy gwoździe. Taki pokarm był znajdowany na Bielanach, Bronowicach, na os. Europejskim na Ruczaju, Mistrzejowicach, Olszy, czy os. Stalowym w Nowej Hucie, Krowodrzy oraz na Bieżanowie.

Joanna Repel z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami twierdzi, że w ciągu 8 lat swojej pracy nie słyszała, by policja zatrzymała kogoś, kto chciał otruć pasy i koty na terenie Krakowa.

Pracuję w KTOZ od 2010 roku. Przez 8 lat nie słyszałam o takim zatrzymaniu. Przypadków tego typu jest masa, natomiast policja albo nawet nie próbuje szukać sprawców, albo umarza takie postępowania - twierdzi Joanna Repel. W swojej pracy spotkała się z wieloma przypadkami znajdywania kawałków słoniny, mięsa czy kiełbasy naszpikowanych gwoździami.

W zeszłym roku krakowska policja prowadziła jedynie trzy sprawy dotyczące znęcania się nad zwierzętami lub ich zabicia. Wszystkie zostały umorzone wobec niewykrycia sprawców. Jak tłumaczy starszy aspirant Barbara Szczerba, funkcjonariusz dowiadują się o takich przypadkach zbyt późno.

Jak dodaje, w tym roku krakowska policja prowadzi jedno postępowanie - szuka tego, kto na ul. Chrobrego na Olszy podrzucił parówki nasączone trującą substancją. 

Przemysław Błaszczyk, RMF MAXXX

Autor: Katarzyna Solecka

Komentarze