Kierunek: Ukraina do Unii Europejskiej? Mrzonka bez szans na realizację?

Do tej pory nie udało się Ukrainie przystąpić do Unii Europejskiej. Jest to spowodowane, między innymi, polityczną kontrolą Rosji nad Ukrainą. Oficjalnie Ukraina wystąpiła już w 1997 roku o nabycie statusu członka stowarzyszonego z Unią Europejską i miała wstąpić do związku demokratycznych państw w 2011 roku. Sztandarowymi aspektami, które doprowadziły do przełomu w tym procesie są dwa wydarzenia...

Postrzeganie Ukrainy w UE…

Szanse na przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej zwiększyły się, po pierwsze dzięki Polsce, która przystąpiła do Unii Europejskiej i stała się rzecznikiem spraw ukraińskich w Brukseli. Po drugie; nastanie „pomarańczowej rewolucji” i poparcie Unii Europejskiej dla Ukrainy w sprawie demokratycznych reform.

Dlaczego UE wspiera Ukrainę?

Jeszcze przed 1997 r. Ukraina pozostawała wspierana przez Unię Europejską, a owa polityka ma do tej pory charakter pokojowy, otwarty i integracyjny. Warunkami gwarantującymi wzajemne relacje są istotne, cztery punkty:

Jest to podstawowa treść „Porozumienia o partnerstwie i współpracy”, które zostało podpisane 16 czerwca 1994 r. w Luksemburgu.

Status Ukrainy jako państwa o gospodarce rynkowej, co to oznacza dla Ukraińców?  

Jako wyraz poparcia dla ukraińskich działań, 31 stycznia 2005 r. na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej przyjęto dodatkowy 10-punktowy plan pogłębiania współpracy z Ukrainą w ramach Polityki Sąsiedztwa. Ale te propozycje były niewystarczające dla Ukrainy, ponieważ nie ma tam mowy o perspektywie integracji. Dlatego podstawą wzajemnych stosunków pozostaje właśnie to „Porozumienie o partnerstwie i współpracy” z 1994 r., które weszło w życie 1998 roku. Z czego wielu analityków podkreśla, że oba dokumenty nie wystarczają do zaspokojenia potrzeb uprzywilejowanego partnerstwa Ukrainy i Unii Europejskiej.

1 grudnia 2005 roku w Kijowie uznano Ukrainę za państwo o gospodarce rynkowej, co niejako podniosło status Ukrainy na arenie międzynarodowej.

Czytaj też:

Autor: Zuzanna Bartus

Komentarze
Czytaj jeszcze: